W Saksonii odnotowano pierwszy przypadek infekcji wirusem Zachodniego Nilu, przenoszonej przez komary. Czy grozi nam epidemia?
Jak podaje serwis Deutche Welle, pierwszy przypadek zakażenia wirusem Zachodniego Nilu w Saksonii odnotowano w szpitalu w Lipsku. Zaraził się nim 70-letni mężczyzna, który zachorował na zapalenie opon mózgowychi i był leczony w tym szpitalu. Nie podróżował on wcześniej za granicę i nie cierpi na żadne choroby.
Według informacji kliniki i Instytutu im. Roberta Kocha, osoba ta już wyzdrowiała.
Do tej pory w Niemczech wirus Zachodniego Nilu występował u zwierząt. Pierwsze przypadki infekcji stwierdzono w ubiegłym roku u ptactwa i koni w kilku krajach związkowych.
Wirus Zachodniego Nilu – co to jest?
Niestety, choć gorączkę Zachodniego Nilu odkryto już w 1937 roku, do dziś nie wynaleziono szczepionki, która mogłaby jej zapobiec. A wirus rozprzestrzenia się w ogromnym tempie. Tylko w 2018 roku odnotowano aż 1300 przypadków, a 90 osób zmarło. Rok wcześniej natomiast ok. 300. Jak widać, wirus rozprzestrzenia się w bardzo szybkim tempie, a winne temu są zmiany klimatyczne.
Wirusem z Ugandy zarazić się jest bardzo łatwo – wystarczy z pozoru niewinne ugryzienie komara. U 80 procent ludzi wirus nie daje żadnych objawów, u 20 występują problemy ze zdrowiem. Zwykle są to wysypka i gorączka, ale zdarza się, że dochodzi do zapalenia mózgu lub opon mózgowo-rdzeniowych.
źródło: dw.com, planeta.pl