Przejdź do treści

Zmarła Maria Stangret-Kantor, wdowa po Tadeuszu Kantorze

16/05/2020 15:33

Maria Stangret-Kantor, malarka i wdowa po reformatorze teatru XX w. Tadeuszu Kantorze, zmarła w piątek (15 maja). Artystka odeszła w wieku 90 lat, w szpitalu w Warszawie-Międzylesiu – poinformował Lech Stangret, dyrektor Fundacji im. Tadeusza Kantora.
Maria Stangret-Kantor (ur. 27 lipca 1929 r. w Strzelcach Wielkich koło Krakowa) przez ponad 30 lat była żoną Tadeusza Kantora. Razem stanowili uzupełniającą się i wzajemnie inspirującą parę artystów. Wdowa po Kantorze mieszkała i pracowała w Krakowie i w Hucisku koło Wieliczki, gdzie znajduje się Dom Kantora, który miał być muzeum ich wspólnej twórczości malarskiej.

Maria Stangret-Kantor była przede wszystkim malarką – prace artystki prezentowane były na ponad 40 wystawach indywidualnych i kilkudziesięciu zbiorowych – w Polsce i za granicą.
Rozgłos przyniosły jej również występy w przedstawieniach reżyserowanych przez Kantora – od 1957 r. brała udział w niemal wszystkich spektaklach teatru Cricot 2.

Kantora poznała, kiedy studiowała malarstwo w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Ślub wzięli w 1961 r. w Paryżu, mieście szczególnie bliskim sercu Kantora.

Jako malarka na początku tworzyła obrazy informel (brak rygorów kompozycyjnych, swobodna ekspresja barw), które określała „obrazami gestualnymi”. Pierwszą wystawę miała w 1963 r. w galerii Brinken w Sztokholmie.

Jej malarstwo po 1965 r. to głównie pejzaże, kolejne obrazy charakteryzuje minimalizm kształtów i geometrycznych form. Jednym z najważniejszych źródeł inspiracji była dla niej przyroda. Stworzyła m.in. serię obrazów „Pejzaże kontynentalne”. Wykonywała także kolaże.

Twórczość artystki została doceniona w 2009 r. złotym medalem Gloria Artis.

W 2016 roku Maria Stangret-Kantor wydała książkę „Malując progi”, w której pisała o swoich inspiracjach, artystycznych podróżach, odkryciach i spotkaniach. Była to pierwsza publikacja wspomnień artystki.

„Niech moja opowieść będzie jak wypad na kilka dni za miasto, gdy po przybyciu na miejsce uświadomiliśmy sobie, że czegoś nie zabraliśmy. Niech będzie jak rozmowa ze znajomymi, po odbyciu której – gdy znajomi już wyszli – nagle konstatujemy, że nie poruszyliśmy wielu ważnych tematów. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze powrócę, by zebrać to, co zapomniałam, czy podejmę tematy, których nie poruszyłam” – pisała we wstępie Maria Stangret-Kantor.