Praca 24 godziny na dobę, długotrwała rozłąka z rodziną oraz odizolowanie od świata pozostawiają piętno na psychice każdej opiekunki. Ta nowa forma depresji rozprzestrzenia się w Europie w galopującym tempie.
Po raz pierwszy o depresji kobiet zatrudnionych w charakterze opiekunek osób starszych powiedzieli Andriy Kiselyov i Anatoliy Faifrych – dwaj psychiatrzy ze szpitala w Iwano-Frankiwsku na Ukrainie. W 2005 roku na ich oddział trafiły dwie młode kobiety cierpiące na głęboką depresję. Jedna z nich próbowała popełnić samobójstwo. Obie kobiety pracowały przez wiele lat jako opiekunki i pomoce domowe we Włoszech. Chociaż symptomy takie jak: obniżenie nastroju, brak apetytu, spadek wagi ciała, bezsenność i myśli samobójcze, uznawane są za klasyczne objawy depresji, obaj lekarze uznali, iż profil kliniczny tych dwóch pacjentek nie mieści się w standardowych opisach. Zauważyli, że obie pacjentki oprócz klasycznych symptomów depresyjnych manifestują również silnie zaburzone poczucie własnej tożsamości – nie potrafią określić swojego miejsca w świecie i w relacjach międzyludzkich.
Kiselyov i Faifrych uznają, że patologiczne reakcje behawioralne i emocjonalne leczonych przez nie pacjentek należy opisać w nowych kategoriach. Postanawiają nadać odrębną nazwę tej specyficznej formie depresji. Decydują się na termin „syndrom Włoch” od nazwy kraju, w którym kobiety pracowały, ale też kraju, w którym najwięcej do dnia dzisiejszego w całej Europie zatrudnia się opiekunek-imigrantek.
Depresja zaczyna się jeszcze w miejscu pracy
Opiekunki i pomoce domowe pracujące za granicą to często kobiety wykształcone. Wiele z nich porzuciło w ojczyźnie pracę nauczycielek, lekarek, menedżerek, pracowników naukowych, aby podjąć zatrudnienie w zawodach niewymagających wysokich kwalifikacji, jak choćby w charakterze sprzątaczek. Harują od świtu do nocy, często w zupełnie niewolniczych warunkach, aby utrzymać całą rodzinę w kraju. Po kilku latach zaczynają czuć się jak bankomaty, bo ich kontakty z bliskimi sprowadzają się właściwie do wysyłania paczek i pieniędzy.
Nie szukają pomocy psychologicznej
Pracujące sześć albo siedem dni w tygodniu, odcięte od bliskich, zmęczone, zamknięte w sobie i sfrustrowane Polki, które emigrowały, coraz częściej cierpią na depresję i różnego rodzaju fobie. U jednych zaburzenia ujawniają się dopiero po powrocie do kraju. U innych – jeszcze podczas pobytu za granicą. Problem w tym, że kobiety nie szukają pomocy, a jeśli już się na nią zdecydują, to do gabinetu psychologa trafią o wiele za późno.
Z depresją opiekunek spotkała się także psycholog Antonina Pieprzyk, która podkreśla, że rzadko szukają one otwarcie pomocy lekarza lub psychologa, będąc jeszcze na emigracji.
Pieprzyk zauważa, że kobiety te uważają, że muszą być „dzielne”, że ich dzieci, mężowie i bliscy nie mogą dowiedzieć się o tym, jak bardzo jest im ciężko. Nie chcą się do tego przyznać nawet same przed sobą, bo do tak obciążającej psychicznie pracy, jaką jest całodobowa opieka nad starszymi i schorowanymi osobami, potrzebna jest niemalże nadludzka siła. I one tej siły szukają w sobie, uruchamiając cały szereg kosztownych mechanizmów obronnych, które, w niektórych przypadkach, wystawiają później rachunek w postaci załamania nerwowego, depresji, chorób psychosomatycznych czy też uzależnień.
Psycholog podkreśla jednak, że istnieje oczywiście cała grupa osób, które stosunkowo dobrze radzą sobie z tego rodzaju napięciem psychicznym, trzeba jednak pamiętać, że długotrwały stres w sposób nieunikniony wpływa na nasze zdrowie oraz samopoczucie.
Opiekunka osób starszych w Niemczech. O czym trzeba wiedzieć?