Przejdź do treści

Renia Misztal: Bywało bardzo ciężko, ale udało się!!!

09/12/2019 12:44 - AKTUALIZACJA 31/05/2022 13:11

Poznaj historię laureatki konkursu na historię kobiecej mocy, w którym do wygrania była metamorfoza z „Kobiecym Challengem” i sesja zdjęciowa w Rzymie.

To historia z iście hollywoodzkim zakończeniem. Już to, że urodziła się dziewczynką, a do tego rudą przekreślało jej przyszłość. Jako 6-latka została zgwałcona, jednak dzięki wsparciu najbliższych i napotykanych na swojej drodze prawdziwych aniołów pokochała siebie. Zapraszamy do lektury historii Reni , która bardzo nas poruszyła. Pokazuje, że pomimo traumatycznych przeżyć można kochać siebie.

Nie wiem czy to już ten czas, aby zacząć pisać, ale zawsze miałam gdzieś z tyłu głowy, że kiedyś przyjdzie i zacznę tą swoją historię. Wiem, wiem, pisanie ostatnio jest w modzie i trudno znaleźć już kogoś, kto nie jest na etapie pisania, albo nawet już wydawania. Ja jednak, jak nie spróbuję, to nigdy się nie dowiem czy powinnam dalej o tym myśleć…

Renia Misztal – laureatka konkursu “Historia kobiecej mocy!”. Fot. Ela Kaleta

Dziewczynka, a do tego ruda

Dawno, dawno temu za górami i lasami, w małym prowincjonalnym miasteczku urodziła się dziewczynka. Już samym przyjściem na świat musiała skomplikować komuś życie, bo nie dość, że rodziła się po drodze do szpitala i to nóżkami do przodu to jeszcze – no właśnie – urodziła się dziewczynka… Mówiąc krótko, cała moja historia nie zapowiadała się dobrze, bo według zamówienia mojej mamy i wszystkich znaków na niebie i ziemi miałam być stuprocentowym chłopcem. O rudej czuprynie nie będę wspominać, bo to już była naprawdę kropka nad „i”.
Po latach pracy nad sobą stwierdziłam, że nie było to takie złe, ponieważ zawsze starałam się za dwoje przypodobać. Myślałam, że jak będę pracowita, uczynna, przysparzająca jak najmniej kłopotów, silna, sprytna i zaradna, to wybaczą mi ten falstart na samym początku. Mama często mi jednak wypominała, że nie urodziłam się chłopcem, totalnie rujnując jej marzenia… Inaczej było z tatą, on nas, tzn. mnie i moją starszą o siedem lat, totalnie rozwydrzoną siostrę, kochał od pierwszego wejrzenia.

Moje dzieciństwo skończyło się w wieku 6 lat

To właśnie wtedy wyciągnięto mnie dosłownie i w przenośni z piaskownicy i zostałam zgwałcona. Stało się to w piwnicy blokowiska mojej ukochanej babci Michasi, która żyjąc spokojem lat 70. nigdy by nie przypuszczała, że może coś takiego przytrafić się na spokojnej ulicy Tysiąclecia, gdzie każdy znał każdego lepiej niż samego siebie. Niestety, nie tylko ja byłam jedyną ofiarą tego nieszczęśnika. Oprócz mnie zniszczył jeszcze sześć żyć podobnym do mnie dziewczynkom. Wierząc w moc numeru 7, jako jedyna, bo ostatnia, nie zostałam naznaczona znakiem krzyża na plecach wyciętym scyzorykiem.
Na pewien okres czasu przestałam mówić, a samodzielne poruszanie poza domem w ogóle nie wchodziło w rachubę. W owych czasach nikt tak bardzo nie myślał o wielkim pomaganiu dzieciom jak ja. Z perspektywy czasu, nie wiem co było gorsze dla 6-latki, to, że została zgwałcona, czy to kiedy usłyszałam od mojej mamy, że jest to raczej wstyd i nie wolno o tym nikomu mówić. Ten wielki czarny wór wstydu bardzo mi ciążył i nie pozwalał cieszyć się życiem. Myślę, że właśnie wtedy w małej rudej, głowie zrodziła się myśl, że nigdy nie będę taka jak moja mama. Ja po prostu, mimo tak młodego wieku, potrafiła zablokować się na jej toksyczność i poszłam w daleką i długą drogę ratowania siebie. Moja mama jako osoba niesłysząca czuła się źle w swojej skórze, teraz wiem że ona nie kochała samej siebie, więc nie mam pretensji o to, że nie miała siły kochać mnie. Bo nie można kochać kogoś nie kochając siebie samego.

To oni tchnęli na nowo życie w moje małe, obolałe serce

Najwspanialszymi osobami, które równoważyły nieszczęścia tamtego świata i były zawsze koło mnie, to tata i babcia. To oni dzięki swej miłości do mnie, byli w stanie z tych gruzów poskładać na nowo małego człowieka i tchnąć życie w to małe i obolałe serce. Kiedy ktoś przeżyje to co ja, to nie ma już żadnego poczucia wartości. Proces budowy siebie na nowo już nigdy się nie kończy. Babcia nie była tuzinkowym człowiekiem lecz wielkim bohater o ogromnym sercu pełnym przebaczenia, wiary w człowieka, skromności i chęci pomagania innym. Kocham słuchać jej cudownych opowieści, które zawsze miały jakiś sens i które pamiętam po dzień dzisiejszy. To ona tłumaczyła mi, że tylko PRZEBACZENIE – takie od początku do końca – jest moim wybawieniem. Teraz daleko od Ojczyzny uczę tego innych, bo bez tego nie możemy pójść dalej. Babcia Michasia nie zawahała się dać schronienie równocześnie dla Niemca i Żyda w czasie wojny, chociaż groziło to śmiercią dla jej całej 6-osobowej rodziny, obojętnie która armia by to odkryła. Nigdy się nawet nie mogła tym zbytnio pochwalić ani przyznać, bo gdyby powiedziała o Żydzie, to co miała zrobić z Niemcem? Dla ludzi on byłby tylko Niemcem, a dla niej był człowiekiem, który na kolanach błagał ją o schronienie, bo nie chciał zabijać.

Aby chronić siebie, wykreowałem drugą mnie

Byłam dziewczyną, która nie z jednego pieca chleb jadła, chłopczycą, która jeździła na motorach z chłopakami, generalnie niczego ani nikogo się nie bałam i nawet nie zależało mi co mówi o mnie blokowe „FBI” (w tamtych czasach, była to jednostka siedząca na ławeczce pod każdym blokiem, około 5-7 osobników płci starszej pani, które miały olbrzymią moc rażenia, krytykowania i osądzania, to było to coś, jak połączenie KGB, FBI i GESTAPO). Marny był los i opinia kogokolwiek, kto podpadł owej jednostce.
Udało mi się skończyć szkołę średnią i miałam wielkie szanse na dostanie się na studia psychologiczne, ale przed maturą tata miał wypadek i nie chcąc być ciężarem zdecydowałam się nie podchodzić do egzaminu. Przez zupełny przypadek dostałam pierwszą pracę w Poradni Zdrowia Psychicznego. Teraz wiem, że mimo wszystko, Bóg miał na mnie jakiś pomysł. Całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że to była ta moja nieodbyta wcześniej terapia. To tutaj przez 5 dni w tygodniu uczyłam się, jaka jestem szczęściarą mimo wszystko. Bo gwarantuję każdemu, że po spisaniu historii chorób kilku pacjentów dziennie przez 2 tygodnie, byliby już bez żadnych istotnych problemów. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy z czym inni ludzie muszą się codziennie zmierzać. Wracając do domu o 15.00, najczęściej o 15.30 byłam już w łóżku przesypiając dzień pełen wrażeń, które musiałam przetrawić i przeprocesować.

Przez całe życie spotykamy anioły

Od nas zależy czy mamy serca i uszy otwarte na naukę aniołów. Babcia mi o nich opowiadała i dlatego pilnie ich wypatrywałam. Jednym z nich był właśnie mój szef. Człowiek, który pomógł mi bardzo dużo zrozumieć i ściągnąć z moich pleców ten ciężki, uwierający wór wstydu. To dzięki niemu zrozumiałam, że zupełnie niepotrzebnie go dźwigałam i że można było inaczej. Wtedy też zaczęłam bardzo dużo podróżować, co bardzo zmieniło moją sytuację materialną i sposób postrzegania świata. I naprawdę udało mi się zobaczyć i przeżyć sporo.

Najdłuższa podróż mojego życia

Jako 25-latka wyruszyłam w moją najdłuższą podróż – do USA – i jak większość rzeczy w moim życiu, zupełnie nieplanowaną. Mówiłam wszystkim, że jak zarobię na kabrioleta i zwiedzę Kolorado, to zapewne wrócę. Jestem w Stanach już prawie 30 lat, a do Kolorado nadal nie dojechałem, a kabrioleta pewnie nie kupię, bo moje zatoki nie pozwalają mi na tego typu sporty. Ot ironia losu.
Początki na emigracji nie były łatwe, jak dla każdego. Nie było telefonów komórkowych, więc kontakt z domem też nie był łatwy. W USA nie miałam nikogo z rodziny, co nie ułatwiało sprawy przeżycia. Pisząc to opowiadanie myślę, że Bóg sobie mnie naprawdę upodobał i lubił mnie przeciągać „po bandzie”. Na szczęście jestem chodzącym przykładem, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Ameryka przyjęła mnie dobrze. Miałam to szczęście spotkać na mojej drodze dobrych ludzi, od tych złych stroniłam. Wtedy też przydał mi się ten dobrze wypracowany, własny kręgosłup.
Bardzo dużo pracowałam. Kiedy słyszę, że ktoś tutaj nie pracuje i mówi, że nie ma pracy, to ja mu odpowiadam, że na pewno jej nie chce mieć. Bo co jak co, jeśli chcesz pracować, to pracę znajdziesz w USA w ciągu jednego dnia.
Pamiętam, jak mój syn chciał sobie dorobić w czasie studiów. Zadzwonił do wszechwiedzącej instytucji, tzn. matki, z zapytaniem, jak znaleźć pracę. Kazałam mu zarezerwować sobie cały dzień, ubrać się przyzwoicie, po czym zacząć od bliskiego jego mieszkania centrum handlowego. Kiedy zapytał mnie i co dalej, odpowiedziałam, że ma wchodzić do każdego sklepu i pytać o pracę. Według założenia plan był dobry, tylko że drugim w kolejności był sklep dla kobiet „Victoria’s Secret”. Zadzwonił ponownie i spytał, co ma zrobić. Stanowczo odpowiedziałam mu, że w życiu trzeba być konsekwentnym. Syn dostał pracę w nowym, bardzo ciekawym dla młodego mężczyzny sklepie i dzięki temu w mgnieniu oka, do grobowej deski będzie mógł określić wielkość damskich biustów. Myślę, że nawet sobie nie wyobraża, jak perfekcyjna umiejętność kupowania biustonosza dla przyszłej żony, pomoże mu w życiu. Pomimo tego, że mieszka teraz już w Nowym Jorku, cały czas mamy ze sobą bardzo dobry kontakt. Nigdy więcej jednak nie pytał już, jak znaleźć pracę.

Odnalazłam siebie w tej Ameryce

Mieszkałam w Nowym Jorku, wyszłam za mąż, mam dwóch synów. Obecnie żyję na Florydzie, gdzie prowadzę kilka biznesów, ale ciągle pracuję nad sobą, bo ta praca nigdy się nie skończy. Teraz, dzięki temu co przeprocesowałam, jestem w stanie pomagać innym: wspierać, wysłuchać i podpowiedzieć, w jaki sposób nawet największą porażkę życiową przekuć na coś pozytywnego. Staram się przede wszystkim, tak jak moja babcia, uczyć ludzi przebaczenia, odpuszczenia i ukochania samych siebie.

Pokochać siebie

Jako rodzice uczymy nasze dzieci, jak mają chodzić, jak się czesać, jak myć zęby, jak rozmawiać, aby nie urazić uczuć żadnej cioci i pani nauczycielki. A jak mało z nas uczy dzieci kochać samego siebie? Wiem, że nie jest to łatwy temat, bo mnie samej zajęło to sporo lat, ale tylko dzięki temu, że znalazłam ten KLUCZ do swojego serca, jestem Tu i Teraz. Miłość do samego siebie jest tak wspaniałym stanem duszy, że jeżeli go poznasz raz, nigdy już nie będziesz nieszczęśliwy. I pomimo tego, co spotkało Cię w życiu, będziesz umieć się tym dzielić. Czasami ludzie mnie pytają o to, jak ja mają żyć? A ja im odpowiadam, żeby nie pytali pani w kwiaciarni, jak żyć. Każdy z nas musi sam ułożyć sobie w głowie, jak chce żyć i jak chce, by wyglądało jego życie. Ja tak zrobiłam, wiedziałam jak chcę, aby moje życie wyglądało i dzień po dniu realizuję ten plan. Bywało bardzo ciężko, ale udało się!!!

Renia Misztal

Organizatorami konkursu był projekt Kobiecy Challenge oraz serwis informacyjny dla Polaków w Niemczech PolskiObserwator.de.

Dziękujemy za wsparcie akcji przez Kasię Lubinę z bloga Walczę O Siebie_Kasia Lubina oraz wszystkim osobom zaangażowanym w projekt:

Production: Kobiecy Challenge
Photo: Ela Kaleta Photography
MUA&styling: Aneta Stefaniak , Ela Kaleta
Hair: Barbara Fortuna-Jaskiewicz

a także współorganizatorom i sponsorom:
NaszŚwiat Dwutygodnik
Apartamenty Via Virginia Rzym
Monika Przepióra – Klub Zdrowego Życia

Zdjęcia to efekt sesji zdjęciowej w Rzymie.