Mijają dwa lata od zamachu na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie, w którym zginęło 12 osób, a około 60 zostało rannych.
Od mszy św. upamiętniającej ofiary zamachu sprzed dwóch lat rozpoczęły się uroczystości upamiętniające tragiczne zdarzenie w Berlinie, w których biorą udział poszkodowani, rodziny ofiar, a także politycy. O godzinie 20.02, czyli w godzinę zamachu zabije dzwon kościoła Pamięci Cesarza Wilhelma dwanaście razy, czyli tyle, ile było ofiar zamachu.
19 grudnia 2016 roku Tunezyjczyk Anis Amri wjechał w tłum ludzi na jarmarku ciężarówką, którą porwał wcześniej polskiemu kierowcy – Łukaszowi Urbanowi, którego również pozbawił życia.
Jarmark przy Breitscheidplatz tuż po zamachu przypominał pobojowisko, ranni i zabici leżeli na ziemi.
– To wszystko było szokujące nawet dla moich kolegów, którzy przyjechali na miejsce, bo wszyscy potrzebowali pomocy. Na początku bylo nas zbyt mało, żeby wszystkim pomóc – mówi Sven Gerling, rzecznik straży pożarnej w Berlinie w rozmowie z TVP.
Ujęcie terrorysty służbom zajęło 4 dni. Anisa Amri zastrzelili włoscy policjanci 23 grudnia w Mediolanie. Zamachowiec, któremu udało uciec się z miejsca zbrodni wpadł podczas kontroli na dworcu kolejowym. Poproszony o dokumenty przez policję, mężczyzna wyjął pistolet i zacząć krzyczeć “Allah Akbar!”, po czym postrzelił policjanta, który poprosił go o wylegitymowanie się. Dzięki szybkiej reakcji innych funkcjonariuszy, podejrzany o zamach w Berlinie został zastrzelony.
Dopiero po kilku miesiącach ustalono, że niemiecka policja popełniła wiele błędów i nie wykorzystała okazji, by odpowiednio wcześniej zatrzymać terrorystę.
W tym roku jarmark przy Breitscheidplatz otwarto przy wzmożonych środkach bezpieczeństwa. Rozstawiono tam specjalne zapory, które mają zapobiec ewentualnemu kolejnemu atakowi. Na zabezpieczenia wydano ponad 2 mln euro.
Dwa lata po tym tragicznym wydarzeniu polski spedytor Ariel Żurawski nie uzyskał nadal odszkodowania. Polak wystąpił do niemieckich władz m.in. o rekompensatę za zezłomowaną ciężarówkę. Straty materialne związane z kasacją auta oszacował na około 90 tys. euro.