
W Niemczech kwitnie praca na czarno: Pytanie „Czy potrzebuje Pan/Pani rachunek?” stało się swoistym symbolem rozwijającej się szarej strefy w Niemczech. Od malowania, przez naprawy, po prace ogrodowe – miliony Niemców wybierają usługi „na czarno”, aby unikać płacenia podatków i składek. Choć to nielegalna praktyka, społeczeństwo zdaje się ją akceptować, powodując znaczne straty dla budżetu państwa.

W Niemczech kwitnie praca na czarno: „pewny zysk” dla obu stron
Z raportu Instytutu Gospodarki Niemieckiej (IW) wynika, że aż 10 milionów obywateli pracuje teraz na czarno. W 2024 roku straty podatkowe oszacowano na 766 milionów euro, co stanowi wzrost o 150 milionów w porównaniu z rokiem poprzednim. Eksperci ostrzegają, że to jedynie czubek góry lodowej.
Trudno jest obliczyć odsetek osób, które pracują na czarno: sprzątają, naprawiają lub malują w prywatnych gospodarstwach domowych, mówi ekonomista Dominik Enste.
Leon V., inżynier z Berlina, przyznaje, że często korzysta z usług na czarno. Od napraw samochodu po prace ogrodnika, wszystko opłacane jest „bez faktury”. „Zaoszczędziłem 40 euro, bo nie chciałem rachunku” – mówi z zadowoleniem.
Przeczytaj także ► 37-letni ojciec czwórki dzieci żyje w Niemczech z zasiłków. „Nie warto chodzić do pracy”
Przy większych inwestycjach Leon postępuje zgodnie z przepisami. Instalacja paneli słonecznych, warta 20 000 euro, została wykonana z dokumentacją, aby móc skorzystać z gwarancji i ulg podatkowych. CW przypadku zatrudniania pomocy domowej on i jego żona początkowo starali się przestrzegać przepisów, jednak odkryli, że wielu kandydatów wolało nie być oficjalnie zarejestrowanych. Dlatego ulegli systemowi – pisze FOCUS.
Nielegalna praca jako strategia przetrwania: „To nie jest dla naiwnych”
Mike S., 23-letni hydraulik z Gelsenkirchen, pracuje na czarno od ponad pięciu lat. Zaczął z konieczności – jako uczeń zarabiał 480 euro, co nie wystarczało na czynsz. W system pracy na czarno wprowadził go kolega, a pierwszy klient przyszedł z polecenia.
Nie obawia się, że władze odkryją jego działalność. „Trzeba tylko być ostrożnym”, mówi z pewnością siebie. „To nie jest dla naiwnych. Jeśli nie będziesz uwazać, prędzej czy później zostaniesz złapany.” Jedna z zasad? Unikanie ekstrawagancji.
„Przemyślałem to dokładnie i wiem, jak postępować”, twierdzi Mike. W jego przypadku „przemyślenie” oznaczało znalezienie sposobów na ukrycie nielegalnych dochodów. Zarabia od 7 000 do 12 000 euro miesięcznie, a w najlepszych okresach nawet 40 000 euro, np. przy szybkim remoncie łazienki. Już w wieku 19 lat założył firmę, wystawiając fikcyjne faktury, by ukryć źródło dochodów.
„Schwarzarbeit” – chroniona milczeniem i cichym przyzwoleniem
Ani Mike, ani Leon nie obawiają się zbytnio, że mogliby zostać złapani. „W najgorszym wypadku płacisz grzywnę i zaległy podatek” – mówią ze spokojem. W społeczeństwie, w którym praca na czarno jest powszechna, a wręcz uznawana za normalną, postrzegane ryzyko jest niskie, a potencjalne zyski – zbyt wysokie, by je ignorować.
Co więcej, nawet jeśli władze interweniują sporadycznie, rzeczywista skala zjawiska jest trudna do oszacowania. Dane oficjalne obejmują jedynie ujawnione przypadki, podczas gdy ogromna większość pozostaje niewidoczna. „To układ, w którym wszyscy wygrywają – poza państwem” – komentuje niemiecki ekonomista.