Przejdź do treści

„To bardzo interesujące, co pan mówi” – czyli dlaczego sama znajomość słów to za mało

11/10/2016 15:07 - AKTUALIZACJA 12/10/2016 12:21

Gdy mówimy w obcym dla nas języku, nieporozumienia wynikające z nieznajomości pragmatyki danego języka mogą w nie mniejszym stopniu utrudnić nam komunikację niż błędy gramatyczne.

znajomi15To były moje początki na Birkbeck University. Miałem ułożyć test do oceny studentów. Przedstawiłem swój pomysł na spotkaniu i dowiedziałem, że mój pomysł jest „interesujący”. Pomyślałem – „świetnie, podoba im się!”. Po spotkaniu podszedłem do mojego przełożonego i zapytałem, czy mogę wprowadzić swój pomysł w życie. Na co, zdziwiony szef odparł – „oczywiście, że nie!”. Na co ja: „ale przecież powiedziałeś, że to interesujący pomysł”. On odpowiedział: „tak, dokładnie – interesujący…”. Wtedy zrozumiałem, że to samo słowo w języku angielskim może znaczyć coś zupełnie innego w zależności od intonacji, a pewne utarte dwuznaczności są charakterystyczne dla tego języka i tej kultury. Przymiotnik „interesujący” z mocnym akcentem na pierwszą sylabę oznacza: „to beznadziejny pomysł, ale jestem zbyt kulturalny, żeby powiedzieć Ci to wprost”. 

Tak zaczynał swoją karierę w nowym miejscu pracy i nowym kraju, Jean-Marc Dewaele, dziś profesor Lingwistyki Stosowanej i Wielojęzyczności na Birkbeck University w Londynie, który do stolicy Zjednoczonego Królestwa przyjechał z rodzinnej Belgii. Anegdota opowiedziana w czasie wywiadu, jakiego Jean-Marc Dewaelle udzielił serwisowi Wszystko o dwujęzyczności, doskonale ilustruje, jakiego rodzaju problemów może nam przysporzyć komunikacja w nieojczystym języku. I to wcale nie z powodu niedostatecznej znajomości słownictwa czy reguł gramatycznych, ale raczej z braku obycia w danej kulturze, jak powiedzielibyśmy potocznie, czy, ujmując rzecz w językoznawczych terminach, z braku znajomości pragmatyki danego języka.

David Crystal, językoznawca z University College London, definiuje pragmatykę jako nurt badań nad językiem uwzględniający punkt widzenia jego użytkowników. Celem pragmatyki jest więc opisanie, w jaki sposób używamy języka w różnych formach komunikacji, oddziałujemy na siebie nawzajem z jego pomocą, oraz to, jak nasze językowe zachowania są uwarunkowane kontekstem społecznym i kulturowym. Ucząc się od dzieciństwa ojczystego języka, nabywamy wiedzę pragmatyczną równie naturalnie, co nowe słowa i struktury gramatyczne. Dzięki temu bez zastanowienia dobieramy styl wypowiedzi do statusu rozmówcy (zatem na ogół nie mówimy wykładowcy, że niestety nie udało nam się ogarnąć tematu na dzisiejsze zajęcia, bo w weekend była impreza), potrafimy odczytywać nie tylko werbalną część komunikatów (i niekoniecznie wierzymy koleżance, która na naszą prośbę o pomoc odpowiada twierdząco, ale przeciągając samogłoski i patrząc w bok) i zakładamy, że niektóre skonwencjonalizowane wypowiedzi nasi rozmówcy będą interpretowali niedosłownie (toteż zdziwimy się mocno, gdy na pytanie „czy mógłbyś otworzyć okno?” siedzący przy parapecie znajomy odpowie „Mógłbym” i nawet nie ruszy ręką).

Sprawa komplikuje się jednak, gdy zaczynamy mówić w obcym języku, którego raczej uczyliśmy się podczas lekcji niż w trakcie interakcji z jego rodzimymi użytkownikami, i którego tło kulturowe nie jest nam dobrze znane. Część reguł pragmatycznych może być oczywiście transferowalna z naszego rodzimego języka na inne. Grzeczne wyrażenie prośby przy użyciu gramatycznej formy pytania („czy mógłbyś zamknąć okno, czy mogę prosić o sól”) będzie prawdopodobnie zrozumiałe dla osób z wielu kręgów kulturowych, posługujących się odległymi od siebie typologicznie językami. Ale już odczytanie takich wskazówek jak akcent czy gesty, które często, pomiędzy i ponad słowami, niosą bardzo istotne informacje, może przysparzać nam wielu problemów – dochodzi wówczas do takich nieporozumień, jak w historii Jeana-Marca Dewaela, albo jak w scenie, którą miałam okazję zaobserwować na dworcu kolejowym w Kioto, w biurze rzeczy znalezionych. Młody Amerykanin próbował tam wytłumaczyć japońskiemu urzędnikowi, że zgubił w pociągu portfel z kompletem dokumentów i bardzo chciałby go odnaleźć. Urzędnik, świetnie mówiący po angielsku, obiecywał wszelką pomoc w odnalezieniu zguby i przepraszał podróżnego za niedogodności, używając idealnie dobranych do sytuacji słów… i coraz niżej opuszczając głowę, chowając oczy i odsuwając się od kontuaru, nad którym coraz głębiej pochylał się zdenerwowany Amerykanin, przekonany – jak udało mi się później dowiedzieć podczas pogawędki na peronie – że brak kontaktu wzrokowego ze strony Japończyka jest ukrytym komunikatem „idź już sobie, nie mogę ci pomóc, ale nie wypada mi powiedzieć tego głośno”. W kręgu amerykańskiej czy europejskiej kultury byłaby to zapewne trafna interpretacja, w tamtej sytuacji jednak urzędnik przede wszystkim okazywał podróżnemu należny szacunek – patrzenie prosto w oczy obcej osobie byłoby tam nietaktem. Portfel ostatecznie został odnaleziony, a mnie tamta historia dostarczyła dowodu, że gdy rozmawiamy z osobą, dla której nasz język nie jest językiem ojczystym, błędy natury pragmatycznej mogą w nie mniejszym stopniu utrudnić nam komunikację niż błędy gramatyczne. Czytaj dalej w Serwisie 

Joanna Durlik

Źródło: Serwis Dobrapolskaszkola.com, Joanna Durlik, „To bardzo interesujące, co Pan mówi” – czyli sama znajomość słów to za mało, 9.10.2016 r.