
Scenariusz grozy dla kierowców. Podczas koronawirusa benzyna kosztowała ponad 2 euro za litr. Miliony kierowców przetrawiły ten szok, ale największy wzrost kosztów jazdy zacznie się tak naprawdę dopiero za trzy lata. Słabnąca branża samochodów elektrycznych już zaciera ręce z radości.
Scenariusz grozy dla kierowców
Od 2021 r. w Niemczech obowiązuje podatek od emisji CO2, który należy uiszczać również przy tankowaniu. Na dobre i na złe, kierowcy pogodzili się z rosnącymi cenami benzyny, a nawet narzekali na skoki powyżej dwóch euro, nawet jeśli inne skutki, takie jak kryzys związany z koronawirusem lub początek wojny na Ukrainie, były za to częściowo odpowiedzialne. Jednak na początku tego roku po raz kolejny stało się jasne, że ceny stale rosną.
Ogłaszając nowe ustalenie opłaty za emisję CO2 do 45 euro za tonę od 1 stycznia 2024 r., niemiecki rząd stwierdził w komunikacie prasowym: „Podwyżka pomoże wypełnić lukę w finansowaniu po orzeczeniu Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w listopadzie 2023 r.”.
Pierwotnie opłata miała wzrosnąć do 40 euro za tonę. Do tej wyższej dopłaty przyczyniły się dwa powody. Po pierwsze, jak już wspomniano w komunikacie, brak równowagi finansowej w budżecie. Po drugie, ze względu na kryzys cen energii, niemiecki rząd zdecydował się nie podnosić opłaty w 2023 r., a następnie musiał to zrekompensować.
Dodatek na dojazdy do pracy zostanie nieznacznie zwiększony
Na pierwszy rzut oka podsycany jest pogląd, że kierowcy samochodów spalinowych są oszukiwani jako „płatnicy narodu” – podczas gdy kierowcy samochodów elektrycznych cieszą się wieloma przywilejami, w tym zwolnieniem z podatku od pojazdów. Prawdą jest jednak również to, że dodatek dla osób dojeżdżających do pracy wzrośnie do 38 centów za kilometr do końca 2026 roku.
Pozostaje jednak pytanie, w jaki sposób podatek od emisji CO2 faktycznie wpłynie na cenę paliwa. Według Hermann von Helmholtz-Gemeinschaft Deutscher Forschungszentren e.V., około 2,37 kilograma CO2 jest emitowane na litr benzyny zużywanej w silniku spalinowym. W przypadku oleju napędowego wartość ta wynosi 2,65 kilograma CO2. Korzystając ze wzoru obliczeniowego: emisja w kilogramach pomnożona przez cenę za tonę podzielona przez 1000 kilogramów, daje to obecnie dodatkowe obciążenie w wysokości nieco poniżej jedenastu centów za litr benzyny i dwunastu centów za litr oleju napędowego. Trudne, ale wciąż wykonalne dla wielu.

UE nadal ignoruje oszustwa związane z emisjami z samochodów elektrycznych
Lobby samochodów elektrycznych może jednak usiąść i zrelaksować się, ponieważ czas działa na ich korzyść. Śruba kosztów emisji CO2 jest nadal przekręcana, choć od dawna wiadomo, że rzekome korzyści klimatyczne samochodów elektrycznych są znacznie mniejsze niż obiecywano. Innymi słowy: wzrost kosztów ponoszą głównie kierowcy samochodów spalinowych, podczas gdy kierowcy samochodów elektrycznych muszą liczyć się co najwyżej z rosnącymi cenami energii elektrycznej.
>>> Pułapka na niemieckich drogach, w tym tygodniu posypią się mandaty
Scenariusz grozy dla kierowców. Nadejdzie decydująca zmiana w podatku od emisji CO2
Już w przyszłym roku kierowcy będą musieli zapłacić 55 euro za tonę CO2. Nowe podstawy obliczeniowe zostaną wprowadzone w 2026 roku. Podatek od emisji CO2 zostanie wówczas określony przez aukcję tzw. certyfikatów CO2. Firmy mogą kupować certyfikaty emisji, aby zrównoważyć swoje emisje CO2. W 2026 r. nadal ma obowiązywać korytarz cenowy dla podatku od emisji CO2 w wysokości od 55 do 65 euro. Później cena CO2 będzie swobodnie negocjowana na rynku, tj. określona przez podaż i popyt.
Federalne Ministerstwo Gospodarki i Ochrony Klimatu wyraźnie stwierdza to na swojej stronie internetowej: „Głównymi instrumentami w tym zakresie są krajowe i europejskie systemy handlu emisjami. Dzięki nim emisje CO2 stopniowo stają się droższe. Każdy, kto zanieczyszcza atmosferę gazami cieplarnianymi, płaci cenę za każdą tonę CO2, kupując certyfikaty. Około trzy czwarte wszystkich europejskich emisji CO2 zostanie w przyszłości objętych handlem emisjami – w tym emisje z ogrzewania i transportu od 2027 r.”.
Liczba takich scenariuszy wzrosła już dziesięciokrotnie
Aby zapobiec ogromnemu młotowi kosztowemu, w 2027 roku łączna liczba certyfikatów ma zostać zwiększona o 30 proc. Są one jednak dostępne na wolnym rynku. Z zilustrowanymi możliwymi konsekwencjami. Zdaniem Federalnej Agencji Środowiska liczba certyfikatów powinna wówczas maleć liniowo o 5,10 proc. rocznie, czyli o 5,38 proc. kwoty referencyjnej od 2028 r. Zatem spirala cenowa się kręci . >>> Setki kierowców otrzymują mandaty, które tak naprawdę nie są ważne
Źródło: Focus.de, PolskiObserwator.de