Przejdź do treści

Śmiech – silny lek dostępny bez recepty

13/09/2017 07:49

Dorośli ludzie śmieją się średnio 15 razy na dobę. To może jednak nie wystarczyć, aby zachować dobre zdrowie. Śmiechoterapia to nie żart! Dowiedz się, jakie choroby pomaga leczyć.

Jeśli jeszcze się dzisiaj nie śmiałeś, zrób to jak najszybciej! Coraz więcej naukowców, lekarzy i psychologów zaleca śmiechoterapię jako skuteczny środek wzmacniający zdrowie, a także wspomagający leczenie wielu chorób. Lista potwierdzonych naukowo korzyści dla zdrowia, jakie daje śmiech, wraz z postępem nauki coraz bardziej się wydłuża.

Choć słowo śmiechoterapia jest określeniem potocznym, to jednak od dawna ma już swój odpowiednik naukowy. Jest nim gelotologia (od greckiego słowa „gelos” – śmiech). To nauka badająca zjawisko śmiechu, a także jego wpływ na psychikę i ciało człowieka. Pokrewną, lecz znacznie szerszą dziedziną nauki, która bada wpływ stanu emocjonalnego pacjenta na jego układ nerwowy i procesy odpornościowe jest psychoneuroimmunologia.

Komu zatem śmiech jest najbardziej potrzebny i na co pomaga?

Trzy w jednym: detoks, masaż i jogging

Okazuje się, że śmiech bardzo szeroko oddziałuje na nasz organizm.

– Śmiech poprawia przemianę materii i przyspiesza trawienie, stymulując skurcze żołądka i ruchy robaczkowe jelit. Działa na narządy wewnętrzne jak masaż albo jogging. Śmiech jest też dobry dla układu oddechowego. Śmiejąc się oddychamy trzy razy głębiej niż zwykle, dzięki czemu dotleniamy się i wydychamy całe zalegające w płucach powietrze, co wspomaga oczyszczanie organizmu – wylicza Katarzyna Dera, specjalistka ds. pracy z rodziną, prowadząca od 15 lat warsztaty z terapii śmiechem i interwencji kryzysowej w Fundacji „Dr Clown” (pierwszej w Polsce i największej organizacji zajmującej się śmiechoterapią).

Na tym jednak lista korzyści zdrowotnych, które daje śmiech się nie kończy.

– Śmiech stymuluje wydzielanie tzw. hormonów szczęścia, a więc naturalnych, endogennych opiatów, wśród których najbardziej znane są endorfiny. Jednocześnie przyczynia się do redukcji poziomu hormonów stresu, m.in.: kortyzolu – dodaje Katarzyna Dera.

Śmiech poprawia też krążenie (m.in. regulując ciśnienie krwi) i wzmacnia układ odpornościowy.

– Zmniejsza ryzyko odrzucenia przeszczepionego organu po transplantacjach. Ponadto, obniża próg odczuwania bólu. Dzięki niemu można więc u wielu pacjentów zmniejszać dawki leków przeciwbólowych – podkreśla Katarzyna Dera.

Na tym jednak nie koniec. Śmiech pomaga również walczyć z tzw. chorobami psychosomatycznymi, a więc związanymi ze stresem, takimi jak np.: migreny, astma, bezsenność czy wrzody żołądka.

Nawet jeśli ktoś jest zdrów jak ryba, może odnieść liczne korzyści ze śmiechu.

– Śmiech poprawia też koncentrację, pamięć i uwagę, a to za sprawą zwiększonego wydzielania adrenaliny – dodaje Katarzyna Dera.

Panaceum dostępne dla każdego

W świetle przytoczonych argumentów nie powinno nikogo dziwić, że śmiechoterapia zyskuje coraz większe uznanie w świecie medycznym, stając się codziennym elementem życia szpitalnego.

– Aktywizowanie i poprawianie nastroju pacjentów poprzez śmiech i wspólną zabawę jest już oczywistością i powszechną praktyką w oddziałach szpitalnych, gdzie leczy się choroby przewlekłe, zwłaszcza w oddziałach onkologicznych, neurologicznych, kardiologicznych i rehabilitacyjnych – mówi dr Justyna Korzeniewska, psycholog z Kliniki Onkologii Instytutu Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka.

Śmiechoterapię z powodzeniem stosuje się też na oddziałach chirurgicznych i psychiatrycznych.

– Diagnoza często wywołuje u pacjentów lęk, poczucie ograniczenia i przerażenie, a wymagania dotyczące współpracy w leczeniu zagubienie w gąszczu zaleceń. Pozostawienie pacjentów samych z takimi emocjami obniża ich nastrój, wydolność, nasila lęk i często prowadzi do rozwoju depresji, która zawsze (jeśli nie jest skutecznie leczona) pogarsza szanse wyleczenia – dodaje dr Justyna Korzeniewska.

Psycholog podkreśla, że stres związany z diagnozą i chorobą, jeśli jest przewlekły, obniża odporność, co doprowadza np.: do powikłań infekcyjnych.

– Może też wywołać zaburzenia snu, spadek apetytu, apatię, utratę sił witalnych, a w konsekwencji obniżać szanse na wyleczenie. Dlatego bardzo ważne jest wsparcie pacjenta w radzeniu sobie ze stresem. Oczywiście chwila sprowokowanego śmiechu to za mało. Dlatego śmiechoterapia jest tylko elementem szerszych działań obejmujących rozmowy psychologiczne, naukę relaksacji, psychoedukację na temat walki ze stresem czy grupy wsparcia dla pacjentów – tłumaczy Justyna Korzeniewska.

Specjalistka podkreśla, że wszystko co obniża stres, zwiększa szanse pacjenta na wyleczenie lub ustabilizowanie choroby przewlekłej.

Choć śmiech, z uwagi na swoje wszechstronne pozytywne działanie na organizm, wydaje się być uniwersalnym i bezpiecznym lekiem „na całe zło”, to jednak z jego stosowaniem w praktyce medycznej wiążą się też pewne ograniczenia i wyjątki od reguły.

– Śmiech nie jest zalecany w każdej sytuacji, np. tuż po ciężkich operacjach albo w zaawansowanej ciąży czy też poważnych zaburzeniach krążenia. Śmiechoterapię stosuje się więc zawsze w porozumieniu z lekarzem prowadzącym danego pacjenta – mówi Katarzyna Dera.

Dobry żart tynfa wart

Przejdźmy zatem od teorii do praktyki. Jak należy się śmiać, aby odnieść korzyści zdrowotne?

– Wystarczy już minuta śmiechu, aby odnieść korzyści zdrowotne. Taka minuta jest równoważna z 45 minutami relaksu – przekonuje Katarzyna Dera.

Według niej, dorośli dużo mogą się w tej dziedzinie nauczyć od dzieci, które śmieją się nawet 400 razy na dobę, podczas gdy dorośli tylko 15.

Na szczęście jest coś co sprawia, że nawet mały uśmiech, z trudem wywołany na czyjejś twarzy, może pomóc.

– W wyniku działania tzw. neuronów lustrzanych oraz podatności na sugestię, ludzie łatwo „zarażają się” śmiechem od innych, co dotyczy także niemowlaków. Ponadto, nasz organizm jest tak skonstruowany, że nawet zmuszając się do czysto mechanicznego uśmiechu możemy naprawdę poprawić swój nastrój – mówi Katarzyna Dera.

Jej zdaniem, terapię śmiechem z jednej strony należy traktować jako metodę leczenia, dzięki której pacjenci szybciej wracają do zdrowia, ale z drugiej również jako prosty, tani i skuteczny sposób na profilaktykę zdrowia. A co najważniejsze, dostępny dla każdego.

Zatem każdy sposób na wywołanie uśmiechu u drugiego człowieka, zwłaszcza chorego, jest na wagę złota.

A jak rozśmieszają fachowcy od śmiechoterapii odwiedzający polskie szpitale, czyli słynni „doktorzy clowni”?

– „Doktorzy clowni” stosują różne metody rozśmieszania pacjentów: rekwizyty (czerwone noski, chustki do żonglowania, kolorowe baloniki), sztuczki (karciane triki, żonglerkę), ale przede wszystkim życzliwą rozmowę, w czasie której przekazujemy pacjentom przesłanie, że w każdym z nas jest moc, którą możemy wykorzystać. Mówimy im: to ty jesteś „magikiem”, masz potencjał, aby wesprzeć procesy zdrowienia – zdradza Katarzyna Dera.

W Fundacji „Dr Clown” działa blisko 600 wolontariuszy, którzy rocznie odwiedzają 60 tys. chorych w całej Polsce. Są nimi najczęściej psycholodzy, pedagodzy lub studenci medycyny, a więc osoby nieprzypadkowe i dodatkowo kierunkowo doszkalane.

– Chodzimy przede wszystkim do dzieci, które bardzo nas lubią i na nas czekają, ale także do dorosłych. Kontakt z „doktorami clownami” bardzo cenią także seniorzy, którzy są bardzo wdzięczni, zwłaszcza za poświęcony im czas i uwagę – mówi Katarzyna Dera.

Justyna Korzeniewska dodaje, że w przypadku dzieci ważne jest połączenie śmiechu z aktywnością fizyczną. Z kolei dorosłych do poprawy nastroju najlepiej zachęca żart, ale połączony z ciekawą refleksją, muzykoterapią, choreoterapią (np. tańcem lub tai chi) i umiarkowanymi ćwiczeniami fizycznymi.

Katharsis w zasięgu ręki

Oczywiście zdarzają się przypadki, choć zazwyczaj rzadkie, kiedy pacjenci czują się tak źle lub są tak zgorzkniali, że nie chcą kontaktu czy rozmowy z osobami postronnymi.

– Konfrontują nas wtedy ze swymi emocjami. Mówią: „co to zmieni, kiedy ja umieram”. Wtedy nie naciskamy, zawsze szanujemy wolę chorego. Ofiarowujemy tyle, ile chory chce i może przyjąć. To także jest element pracy terapeutycznej wolontariuszy. Po prostu, na kontakt z każdym człowiekiem „trzeba zapracować”. Ale warto, bo może to być dla niego ważny moment, dający ulgę, efekt katharsis – podsumowuje Katarzyna Dera.

Specjaliści podkreślają, że bardzo ważną rolę w procesie leczenia odgrywa ogólna atmosfera panująca na danym oddziale szpitalnym.

– Skuteczne wpływanie na poprawę nastroju pacjentów wymaga podejścia zespołowego. Muszą ze sobą współpracować: lekarze prowadzący, pielęgniarki, psycholog, psychiatra i wolontariusze z fundacji, organizujący zajęcia aktywizujące. W przypadku oddziałów dziecięcych istotni są również pedagodzy i nauczyciele. Często angażuje się też byłych pacjentów działających w różnych stowarzyszeniach np.: Amazonki, wspierające pacjentki z rakiem piersi – dodaje Justyna Korzeniewska.

Psycholog podkreśla, że bez życzliwego podejścia całego personelu medycznego, nawet najwspanialsze salwy śmiechu sprowokowane przez profesjonalnego „doktora clowna”, nie przyniosą oczekiwanego efektu, skoro zaraz po nich pacjent powróci do minorowej atmosfery szpitalnej i będzie traktowany przedmiotowo.

Wiktor Szczepaniak (www.zdrowie.pap.pl)